"Mad" Mike Hughes, samozwańczy astronauta, wierzy, że Ziemia jest płaska. Postanowił sprawdzić to na własne oczy i udowodnić niedowiarkom, że ma rację, startując w samodzielnie zbudowanej rakiecie. Udało mu się tylko częściowo.Rakieta ta co prawda nie doleciałaby wyżej, niż przeciętny samolot pasażerski (a to oznacza, że nie byłoby szans na udowodnienie niczego, bo na wysokości kilku kilometrów nad powierzchnią Ziemi nie widać krzywizny), ale Hughes był bardzo zdeterminowany. Choć faktycznie prościej byłoby wsiąść w dowolny samolot.Po kilku nieudanych próbach (powodem wcześniejszych odwołań startu była m.in. awaria rakiety czy złe warunki) w końcu udało mu się uruchomić rakietę własnej konstrukcji. Ta wzbiła się na wysokość 1875 stóp (572 metrów), po czym zaczęła spadać. Mężczyzna zaliczył twarde lądowanie na pustyni Mojave. Kiedy ratownicy sprawdzali, czy nie doszło do poważnej kontuzji, 61-letni Hughes tłumaczył, że miał dość "ludzi twierdzących, że jest tchórzem". Mężczyzna od długich miesięcy budował swoją rakietę w garażu.Rakieta osiągnęła prędkość ponad 150 m/s, ale Hughes musiał uruchomić spadochron. Wylądował 400 metrów od miejsca startu. Rakieta rozpadła się na dwie części, zgodnie z przewidywaniami "Mad Mike'a"."Czy wierzę, że Ziemia ma kształt frisbee? Tak, wierzę. Czy wiem to na pewno? Dlatego właśnie chcę wzbić się w kosmos." - powiedział Hughes.Kiedy Hughes po twardym lądowaniu dojdzie już do siebie, ma plany zbudowania kolejnej rakiety - Rockoon - która ma wznieść się na ponad 100 km dzięki... balonom. Mężczyzna zakłada, że balon "uniesie rakietę w atmosferę", po czym zostanie odczepiony, a rakieta zostanie uruchomiona. Brzmi ambitnie.Hughes planuje też start w wyborach na gubernatora Kalifornii.